„Zawsze jest ciąg dalszy”

A pani była wychowywana w jakich wartościach?

W największym skrócie – byłam wychowywana w przekazie, że żyje się nie tylko dla siebie. Ważne jest, jaki mamy kontakt ze światem i co możemy dać innym. Ważne jest też, że czas istnieje. Ponadto ważne jest, żeby to, co się zostawia po sobie, miało jakąś wartość – w pamięci innych, choćby w jej małym fragmencie. Nie chodzi o to, by cały świat padał przed nami na kolana, ale warto badać, czy zostawiamy po sobie coś dobrego – w rodzinie i w pracy, bez której zresztą nie wyobrażam sobie pełni istnienia.

Czy pani wie, że psychoterapeuci żyją najdłużej?

Nie wiedziałam, ciekawe. Powiem szczerze, że na tym czasie to mi tak bardzo nie zależy, ale na sprawności – jak najbardziej.

Mamy wpływ na to, jak się starzejemy?

Tylko do pewnego stopnia. Chodzi o to – znowu mówiąc w wielkim skrócie – żeby się godzić z tym, co jest. Zwłaszcza z tym, co zaskakuje. Na przykład, że skończyłam właśnie osiemdziesiąt lat. Naprawdę nie mogę w to uwierzyć, a już najwyższa pora. (…)

Powiedziała pani na początku naszej rozmowy, że nie bardzo się pani podoba to, co pani widzi dookoła.

No właśnie, ta płynność wspiera i produkuje patologię borderline, momentami idącą w kierunku psychozy. Łączę to, jak już mówiłam, z kryzysem wartości. Wszystko jest grząskie, chwiejne. Nie ma się do czego odwołać, na czym oprzeć. I to, że nie ma się na czym oprzeć, uznaje się za cnotę, a ja myślę, że to jest wielkie nieszczęście.

Kultura, w której żyjemy, bardzo promuje używanie siebie i innych. To jest kultura narcystyczna. A skąd się bierze narcyzm? Narcyzm wytwarza się jako obrona przed głodem emocjonalnym – jeżeli dziecko nie jest kochane odpowiednio do swoich niezbywalnych potrzeb, samo musi zacząć siebie kochać, żeby przetrwać. Jest to bardzo podstawowy, głęboki deficyt.

I co z nami dalej będzie?

Będzie, co ma być. Każdy kryzys niesie w sobie szanse na rozwiązanie i rozwój. Kryzys jest zwykle wywołany czymś, co jest już nie do zniesienia – wszystko się rozpada, a potem przychodzi moment refleksji. Mam wrażenie, że wielu ludzi utraciło dziś zdolność do sublimacji, przetwarzania impulsów w coś bardziej subtelnego – twórczość, altruizm, poczucie humoru. To widać w wielu obszarach. Ale po okresach skrajnej destrukcji zwykle pojawia się szansa na budowanie spraw od nowa. Tak po prostu świat się toczy… Co prawda wiele cywilizacji zniknęło na zawsze, ale na ich gruzach powstały nowe. Zresztą to jest dobre pytanie, co znaczy „nowe”? Bardzo mi się podoba odpowiedź, że „nowe to jest stare, tylko dobrze zapomniane”.

A co panią martwi najbardziej?

Brak szeroko pojętej miłości między ludźmi. Po prostu. W modelu kontaktów, które są w tej chwili promowane, trudno jest znaleźć coś pięknego. Mam wrażenie, że zbyt często rządzą impulsy i dążenie do tego, żeby być zadowolonym. Tak, jakby liczyła się tylko własna satysfakcja.

A to są iluzje. Nie można żyć w poczuciu spełnienia bez miłości. Konsekwencje tego kryzysu wnoszą do naszych gabinetów pacjenci. Są to między innymi uczucie pustki, samotności, bezsensu życia, coraz głębsze dolegliwości somatyczne. Cały depresyjny wachlarz cierpienia.

Na szczęście człowiek ma wspaniałą cechę – dokąd żyje, może się rozwijać, a do rozwoju prowadzi wiele różnych dróg. Jedną z nich jest psychoterapia. Dlatego moja praca ma sens. A ja nie posuwam się do katastroficznych prognoz przyszłości.”

Fragment z książki „Zawsze jest ciąg dalszy”

Justyna Dąbrowska w rozmowie z Hanną Jaworską, psychoterapeutką, superwizorką

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s