Moje książki

Jestem współautorką książki „BLISKO, NIE ZA BLISKO. Terapeutyczne rozmowy o związkach” (obok Pawła Droździaka, psychoterapeuty –  Wydawnictwo HELION 2012),  ALFABETU MIŁOŚCI – napisanej z psychologiem prof. Bogdanem Wojciszke (GWP 2015), a także O SZTUCE BYCIA Z INNYMI. DOBRE MANIERY NA NOWY WIEK – z socjologiem dr. Tomaszem Sobierajskim (Helion 2017).

Blisko-nie-za-blisko-Terapeutyczne-rozmowOKLADKA_y-o-zwiazkach_Pawel-Drozdziak-Renata-Mazurowska,images_big,29,978-83-2465-189-4

„Blisko, nie za blisko. Terapeutyczne rozmowy o związkach”

(fragment książki napisanej z Pawłem Droździakiem)

Zły chłopiec. Nie potrafię się z nim rozstać, a powinnam

W realnych związkach nie otrzymujemy dobrego za dobre. Czasem tak, ale nie jest to żadna reguła.

Czy wynika to z naszej niskiej samooceny, czy potrzeba akceptacji jest silniejsza niż rozum?

Podam pani przykład z życia.

Mój znajomy podjął się prowadzenia spraw public relations firmy odzieżowej tworzącej indywidualne projekty na zamówienie. Ubierały się tam aktorki, prezenterki, czyli kobiety, które mają raczej wysoką samoocenę i codziennie są przez wiele osób przekonywane o tym, że ich wartość, atrakcyjność stoi wysoko. Po kilku tygodniach powiedział mi, że ma dość tej pracy. Nie widzi perspektyw dla firmy. Jego zdaniem główna projektantka robi wszystko, by sobie i firmie zaszkodzić. Nie zwraca uwagi na jego ostrzeżenia, że jej zachowanie w stosunku do klientek musi prędzej czy później doprowadzić do katastrofy. Co też ona takiego robiła? Otóż przymierzającej sukienkę kobiecie, powszechnie podziwianej za wygląd i dowartościowywanej codziennie, potrafiła powiedzieć, że do tej kreacji musi schudnąć tu i tam. Innej, że ma do tego czy tamtego stroju za mały albo zbyt obwisły biust. I tak dalej. Mój kolega był zdruzgotany. „Jak ja mam robić im PR?! — pytał, wznosząc ręce ku niebu — kiedy ona tak postępuje? Codziennie jej tłumaczę, że tak nie można. Ona kiwa głową, zgadza się, po czym za godzinę znów robi to samo! Przecież cała moja praca idzie w ten sposób na marne. Idiota wie, że się takich rzeczy kobietom nie mówi. I żeby chociaż to była prawda, ale ona się zwyczajnie czepia. Każda normalna osoba po takiej uwadze trzaśnie drzwiami i więcej nie wróci!”.

W pierwszej chwili pokiwałem głową ze zrozumieniem. Ale po kilku minutach zacząłem się zastanawiać. W końcu zasugerowałem koledze, by odpuścił próby wpływania na tę okropną projektantkę i poobserwował rozwój wypadków przez miesiąc lub dwa. Wkrótce okazało się, że krytykowane klientki jednak wracały. Co więcej, rezygnowały z usług konkurentów, którzy przekonywali je, że świetnie wyglądają. Szły właśnie do tego studia, gdzie słyszały te okropne uwagi. Zadziałał tu prosty mechanizm. Samoocena, początkowo przecież bardzo wysoka, została tu nieco zanegowana. Wprowadzony został element niepokoju. „Wszyscy mówią mi, że świetnie wyglądam, a ta jedna kobieta twierdzi, że jestem za gruba”. To denerwujące, ale o tym nie można łatwo zapomnieć. Skoro ona jedna odważyła się na takie uwagi, może widzi coś, czego nie widzą pozostali? To paradoks, ale w oczach tych skrytykowanych kobiet wartość czepialskiej projektantki automatycznie rosła. Nagle to ona, a nie cała reszta chwalców, miała klucz do ich samooceny. Dlatego czuły przymus, by mimo złości odwiedzać ją raz za razem w nadziei, że zwróci im to, co zabrała. Stuprocentową wiarę w siebie. Co, oczywiście, nigdy nie następowało. Za każdym razem było: „W zasadzie dobrze, ale…”. Klientki wychodziły wściekłe, ale wracały.

To tak, jak z odrzucającym rodzicem, do którego dziecko coraz bardziej lgnie.

Podobny mechanizm działa w złych związkach. Partner, który nas krytykuje, jest automatycznie odbierany jako ten, którego opinia ma większą wartość. Pochwała, na którą trudniej zasłużyć, jest cenniejsza. Pochwała, która wydaje się na wyciągnięcie ręki, ale której w ogóle otrzymać się nie da, ma wartość nieskończoną. Nadzieja otrzymania w końcu takiej pochwały może więc trzymać nas przy krytykancie nieskończenie długo.

Koszt jest, rzecz jasna, olbrzymi. Bo samoocena systematycznie spada, a zależność wzrasta. Im bardziej się starasz, tym mocniej upewniasz drugą stronę, że dobrze robi, nie dając ci tego, czego oczekujesz. Tym staranniej więc przestrzega zasady niedawania. A ty tym mocniej wiążesz się z tą osobą. Co ważne — jeżeli wysoko się cenisz, a ta osoba cię odrzuca, automatycznie możesz zacząć wysoko cenić ją. „Skoro może odrzucać kogoś tak ciekawego jak ja, to znaczy, że jego (jej) wartość jest olbrzymia”. Warto uzyskać pochwałę od kogoś tak niezwykłego. I już wchodzisz na pozycję osoby „starającej się”.

Ile razy trzeba być odepchniętą, by wreszcie zrozumieć, że nic się nie zmieni? Dlaczego nie odchodzimy, choć wiemy, że powinnyśmy?

Żeby się tak zawiesić, trzeba mieć przez moment wrażenie, że otrzymanie pochwały jest możliwe. Gdyby taki „zły chłopiec” albo „zła dziewczyna” (w drugą stronę też to działa) po prostu zaczął od ataku i do niego się ograniczył, znajomość w ogóle by się nie zaczęła albo ten ktoś zwyczajnie zostałby wrogiem.

Emocjonalne związanie zaczyna się wtedy, kiedy ktoś wstępnie okazuje zainteresowanie, pokazuje, że dobrze nas postrzega, i później nagle to zainteresowanie z niejasnych powodów odbiera. Wtedy pierwszym odruchem jest właśnie szukanie przyczyny w sobie. „Co złego zrobiłam, że zraziłam taką ciekawą osobę? Czego mi brak? Bo przecież jeśli zainteresowanie było, ale się nagle skończyło, to znaczy, że ta osoba pewnie zauważyła we mnie jakiś brak…”. Kiedy tak pomyślimy, już jesteśmy w pułapce.

Właśnie znalazłaś się na początku drogi, której końcem jest nocowanie na wycieraczce w nadziei, że „on” jednak raczy otworzyć drzwi. Może raczy. Byłby jednak kompletnym idiotą, gdyby w tej sytuacji potraktował cię tak, jak na to zasługujesz. Gdyby cię wpuścił i potraktował życzliwie, z czasem zaczęłabyś trzeźwieć. W końcu dostrzegłabyś, jaki to beznadziejny gość, i zadałabyś sobie pytanie: „Co, u diabła, jeszcze robię w tym mieszkaniu?”. Dopóki upewnia cię w przekonaniu, że na jego zainteresowanie musisz zasłużyć, cały czas masz wątpliwości co do siebie. I w ten prosty sposób nie masz żadnych co do niego.

Ten mechanizm dotyczy przedstawicieli obojga płci. Wiele naprawdę beznadziejnych osób trzyma przy sobie świetnych partnerów jedynie za pomocą regularnego kwestionowania ich samooceny. Przez co ci ludzie czynią z nich swoich najważniejszych sędziów.

Najprościej wyjaśniając: jeśli niczego nie wymagasz, bycie z tobą nie stanowi żadnej trudności. A więc także nie ma wartości większej niż rzeczywista.

Co do mężczyzn, którzy kochają zołzy. Książki o nich sprzedały się w wielu egzemplarzach. Dlaczego? Bo miliony pań szukają sposobu na to, by być kimś ważnym dla mężczyzny. Nieustannie, dzień po dniu, pytają, jaki jest na niego sposób. Jeśli ktoś im mówi: „Lataj z nim na paralotni” — polecą. Jeśli mówią: „Zostań zołzą, bo mężczyźni kochają zołzy”, będą gotowe zostać zołzami. Byle zadziałało. Prawdziwa zołza nie czyta tych książek, bo po co? Jak nie chce kochać — jego strata.

. . .

więcej o książce – www.bliskoniezablisko.pl

Kolejną książkę, wydaną w GWP w 2015 roku, „Alfabet miłości” napisałam wspólnie z prof. Bogdanem Wojciszke  – psychologiem, naukowcem, najsłynniejszym badaczem miłości w Polsce.

alfabet milosci okladka druk (2)

Poniżej recenzja Pani Justyny Gul z portalu granice.pl, zatytułowana  ABC miłości

Miłość jest jak narkotyk – pisał w jednej ze swoich książek Paulo Coelho. Rzeczywiście, miłość może uzależniać, może być przyczyną euforii, szczęścia, ale też i cierpienia. O miłości napisano już miliony tekstów, opisując jej wielkość, wzniosłość, koncentrując się na emocjach, jakie ze sobą niesie – również tych negatywnych. Ale czym tak naprawdę jest miłość? W jakim stopniu budujemy związek na iluzjach? Czemu miłość przemija? Jakie są skutki rozwodu? Na te pytania próbuje odpowiedzieć Renata Mazurowska w rozmowie z profesorem psychologii, Bogdanem Wojciszke.

Książka Alfabet miłości, opublikowana nakładem Gdańskiego Wydawnictwa Psychologicznego, to próba zrozumienia miłości, racjonalnego przedstawienia wszystkich jej cieni i blasków, spojrzenia na nią nie z emocjonalnego, a z racjonalnego punktu widzenia. To nie tylko lektura adresowana do psychologów, socjologów czy life coachów, ale do tych, którzy kochają – bądź kochać by chcieli, dla singli, stanowczo odżegnujących się od miłości, a także do tych, którzy po dziś dzień nie potrafią poradzić sobie z utratą partnera.

Poznajemy zatem trójskładnikową koncepcję, opracowaną przez amerykańskiego psychologa Roberta J.Sterberga, według której na miłość składają się intymność, namiętność oraz zobowiązanie. Wojciszke tłumaczy, czym tak naprawdę jest intymność, porównując ją do przyjaźni. Mówi o namiętności będącej pragnieniem połączenia się z partnerem oraz o zobowiązaniu, wiążącym się z pewnym przekształceniem charakteru relacji. Drugą koncepcją miłości jest idea, że miłość ulega naturalnym przemianom, wynikającym ze zmiany wspomnianych trzech jej składowych.

W kolejnych rozdziałach autorzy starają się odpowiedzieć na pytania: czy warto się w miłości poświęcać, co warunkuje altruistyczne zachowania, czy bliscy ludzie rzeczywiście są nam niezbędni i czy w dobrym związku jest miejsce na to, by być osobno? Stworzymy również bilans zysków i strat, czyli tego, co w związek zainwestowaliśmy oraz co otrzymujemy. Zastanowimy się również, jak to naprawdę jest z tajemniczością w związku.

Brunetki, blondynki, ja wszystkie Was dziewczynki… – śpiewał Kiepura, choć obserwacja rzeczywistości pokazuje, że to jednak blondynki cieszą się większym powodzeniem u płci męskiej. Potwierdza to wypowiedź profesora Wojciszke, choć badacz zauważa, że z kolei kobiety odczuwają wyjątkowy pociąg do brunetów (tyle tylko, że dotyczy to głownie związków na krótko). Psycholog przytacza bowiem wyniki badań dotyczących zmian kobiecych preferencji w zależności od fazy cyklu, wyjaśniając, że preferencje samczych brunetów przypadają na czas owulacji.

Wojciszke potwierdza również powszechnie znany fakt, że ludzie w małżeństwie są w lepszym stanie psychicznym od tych, którzy nie są w związku, mówi ponadto o dopasowaniu i doborze partnerów. Autorzy starają się wspólnie wypracować definicję dobrego związku, poruszają temat dziewictwa i dowodu miłości, szukają odpowiedzi na pytanie, co zyskujemy dzięki współodczuwaniu.

Wspomniane zagadnienia są tylko wybranymi z wielu, o których Bogdan Wojciszke i Renata Mazurowska dyskutują na łamach książki. Alfabet miłości jest bowiem kompleksowym ujęciem tematu, próbą rozwiania pojawiających się wątpliwości dotyczących natury uczucia, którego tak przez całe życie pożądamy, a także refleksją na temat jakości związków oraz ewentualnych możliwości podtrzymania uczucia. Ta niezwykle zajmująca rozmowa wciąga nie tylko dlatego, że jej temat dotyczy każdego z nas osobiście, ale także z uwagi na kompetencje autorów i rzetelne przygotowanie do dyskusji. Tym samym Alfabet… jest nie tylko książką, po którą sięgać będą ludzie zajmujący się tematem uczuć zawodowo, ale również ci, którzy dążą do samopoznania i do doskonalenia swojego życia oraz jakości relacji, w jakie się angażują. Napisana przystępnym językiem, omijająca naukowy żargon pozycja powinna znaleźć się w biblioteczce każdego – wszak miłość jest pojęciem uniwersalnym, szerokie jest też grono odbiorców książek omawiających złożoność jej natury.

http://www.granice.pl/recenzja,alfabet-milosci,13828

 

okładka O SZTUCE BYCIAA tutaj recenzja książki napisanej z Tomaszem Sobierajskim, zamieszczona na stronie sztukater.pl

Kilka miesięcy temu miałem niekłamaną przyjemność recenzować rewelacyjną książkę traktującą o umiejętności zachowywania się w różnych sytuacjach – ot, savoir vivre godny naszych czasów. Autor, Adam Jarczyński wysoko postawił poprzeczkę, więc z odpowiednią dawką rezerwy podszedłem do kolejnej publikacji dotyczącej tegoż zagadnienia. „O sztuce bycia z innymi. Dobre maniery na nowy wiek” to w zdecydowanej części dialog psychoterapeutki, Renaty Mazurowskiej, z jej przyjacielem, socjologiem Tomaszem Sobierajskim.

Wybrana forma prezentowania treści jest bardzo udana i przyjazna dla czytelnika. Odrzucone jest dzięki temu narzucanie wniosków czy akademickie podejście do analizowanego problemu, przez co można łatwiej przyswoić treść. Trzeba przyznać, to duża sztuka, szczególnie że autorami są przedstawiciele iście poważnych profesji, których koledzy po fachu zazwyczaj skłonni są do górnolotnych i encyklopedycznych wypowiedzi.

Opisywane sytuacje dalekie są od tych, które dotyczą jedynie tzw. „wyższych sfer”. Mamy do czynienia ze zwykłymi, codziennymi zdarzeniami. W dowcipny, często uszczypliwy sposób dowiadujemy się, które zasady uznane niegdyś za „dobre wychowanie” przetrwały próbę czasu, a które należy skorygować patrząc na dzisiejsze dni. Aby jeszcze łatwiej prezentować tematy, książkę podzielono na kilkanaście krótkich rozdziałów. Każdy z nich traktuje o odrębnych kwestiach, takich jak życie z sąsiadami, komunikacja miejska, szeroko pojęte zapachy, ubiór na różne okazje czy relacje gospodarzy z gośćmi. Nie zabrakło także części poświęconych portalom społecznościowym czy nowinkom technologicznym. W ich przypadku także można zastosować zasady skutecznie działające w społeczeństwach od lat.

Wartością dodaną jest przedstawienie Polaków na tle innych nacji, wykazując jak bardzo w niektórych sytuacjach różnimy się od pozostałych części świata i kiedy (oraz dlaczego) nie jesteśmy odpowiednio odbierani. Część przyczyn specyficznego podejścia do ogólnie przyjętych na świecie norm leży w naszej historii, ale nie tylko.

Tym, co odróżnia tę książkę od wielu jej podobnych, jest także wielopokoleniowość projektu. Przejawia się ona zarówno w krótkich wywiadach z rodzicami, jak i śladem pozostawionym przez najmłodszych – ilustracjami do prezentowanych przykładów zajęła się dwójka zaprzyjaźnionych z autorami 10-latków. Specyficzna „kreska” dodaje uroku i jeszcze większej lekkości.

Autorzy przekonują, że zawsze można znaleźć wspólny język, a u podstaw zasad właściwego zachowania powinien leżeć szacunek do innych oraz przekonanie, że w łatwy sposób można sprawić, aby życie stało się po prostu przyjemniejsze. Wystarczy zwykłe „dzień dobry” wypowiedziane rano do sąsiada, przepuszczenie drugiej osoby w drzwiach – to najprostsze i najbardziej znane przykłady zwalczania bylejakości relacji międzyludzkich.

Muszę przyznać, że tym razem większość opisywanych zdarzeń i prawidłowego wyjścia z kłopotliwych sytuacji nie była zaskakująca, co tylko umocniło mnie w przekonaniu, że z moją kulturą osobistą nie jest najgorzej. Nadal w moim zachowaniu jest coś do poprawy, ale cieszy fakt, że tak wiele wyjaśnień odbierałem jako „oczywistą oczywistość”.

Jest to największa różnica w porównaniu z wspomnianą wcześniej książką „Z klasą, na luzie” Adama Jarczyńskiego. Tamta publikacja była swoistą encyklopedią w pełni wyczerpującą temat zderzenia z codziennością, tutaj mamy do czynienia z kwintesencją i absolutnym minimum, które każdy z nas powinien przyswoić. I tu chyba przejawia się pewna słabość. Po zakończeniu lektury pozostaje niedosyt. Przyjemnie się czytało, jednak zbyt wiele nowej wiedzy nie uzyskaliśmy, a sięgając po tego typu poradniki mamy zapewne oczekiwania związane z dowiedzeniem się przynajmniej kilku nowych rzeczy. Dialog przyjaciół-specjalistów od dobrych manier to miłe w kontakcie kompendium, do którego jednak nie ma potrzeby wracać.

(opinia ze strony sztukater.pl – https://sztukater.pl/ksiazki/item/22023-o-sztuce-bycia-z-innymi-dobre-maniery-na-nowy-wiek.html