Coś się kończy, coś się zaczyna…

„Gdy Bóg zamyka drzwi, otwiera okno”, „coś się kończy i coś się zaczyna”. W tych często powtarzanych przez pocieszających nas bliskich, gdy tracimy związek, jest sporo prawdy, choć w chwili gdy rozstanie jest świeże trudno nam uwierzyć, że w ogóle jest jakaś przyszłość, jakieś okna, jakieś początki.

Potężna idealizacja związku z jedną osobą wynika z przerażenia światem, życiem,  strachem przed zmianami, bycia w bezruchu. Jak się skleimy z jedną, tą właściwą osobą, ona ten strach uleczy. A gdy się z nią rozstaniemy? Gdy nas porzuci? Przerażenie dopadnie nas w dwójnasób…

Skupieni na swoim bólu czujemy się jak jedyna osoba na świecie, która doświadcza takiego cierpienia. Zwłaszcza, jeśli o rozpadzie związku decyduje za nas partner, gdy kryje się za tym zdrada, odrzucenie, gdy oprócz straty partnera i związku czeka nas utrata lub konieczność zmiany domu (rozumianego jako miejsca zamieszkania, znanego nam najbliższego otoczenia, nawyków z tym związanych, rytuałów  – jak np. wizyty co czwartek w cukierni przy autobusowym przystanku itd.) a co za tym idzie – podstaw poczucia bezpieczeństwa…

To nie znaczy, że cierpi tylko osoba porzucona. Ten, kto zostawia musi często uporać się zarówno z rozpadem iluzji na temat partnera, odium bycia „tym złym, który zostawia”, wyrzutami sumienia, że zawiódł. – Zwlekałam z decyzją rozstania z Pawłem – opowiada Agata – bo był taki wrażliwy, nieporadny. Mówił mi zawsze, że związek ze mną dodaje mu sił, ale ja już miałam dość noszenia go na swoich barkach. Chciałam poczuć, że jest przy mnie facet, a nie ktoś wobec kogo zachowuję się jak pełna troski mama. Myślałam, że Paweł sobie beze mnie nie poradzi, ale on, w tydzień po rozstaniu był już w kolejnej relacji. I z tego co wiem bez trudu znalazł kolejną, pełną współczucia i chęci pomocy dziewczyny.

Można tez dojść do wniosku, tak jak 40-letnia Wanda, że twój znakomicie odbierany przez rodzinę i znajomych związek jest dlatego taki fajny, bo to głownie ty się o to starasz. Jej mąż, gdy mu zaproponowała większe zaangażowanie stukał się w głowę, bo przecież „o co ci chodzi?”, „jest dobrze tak, jak jest”, „niczego nie chcę zmieniać”. Wanda miała więc dłuższy czas dylemat – czy utrzymać rodzinę (mają trójkę dzieci) za cenę dalszych swoich starań i nieotrzymywania tego, czego naprawdę chce, czy odejść, ale już nie musieć się starać.

BOLESNY ROZPAD ILUZJI

Wchodzimy w związki z pewną iluzją na ich temat – piszemy scenariusze zgodnie z wyobrażeniem jak taki związek powinien wyglądać. Gdy partner nie spełnia pokładanych w nim oczekiwań – rodzi to nasze roszczenia wobec niego albo zniechęcenie nim, jako „profanem” naszych marzeń. – Jest ktoś realny i jest rzeczywistość alternatywna, w której np. kobieta trwa adorowana, ale w której nie jest skażona  żadną realnością – mówi psycholog i psychoterapeuta Paweł Droździak. – Jest „obiektem, który jest kochany przez mężczyznę w idealny sposób, czyli wiecznie”. W skrajnej formie każdy obecny partner przez samo to, że jest realny i jego miłość jest realna i ograniczona, jest umiejscowiony w roli profana.

Nie tylko mężczyzna/partner/partnerka ma być idealny – związek z nim też. – To taki związek, w którym  wszystkie potrzeby łączą się w jedno – mówi Droździak. – I wszystkie spełniają w równym, czyli doskonałym stopniu. Młodzi ludzie nie są w stanie przewidzieć, kim ich partner stanie się za dziesięć lat. Sami o sobie tego nie wiedzą. Zresztą przekonanie o tym, że związki są wieczne, stanowi przykład młodzieńczego rozumowania w kategoriach wszystko albo nic. Albo chcę z kimś być – i wtedy jest on jedyną, najważniejszą osobą na świecie, jesteśmy jednością i wiecznie będziemy razem. Albo nie chcę z kimś być i wtedy ten ktoś jest głupi i nie chcę go znać. Nie ma środka. Niektórzy, nawiasem mówiąc, z tego nie wyrastają. Jeśli jest to naprawdę intensywnie przeżywane, powiedziałbym, że wtedy to relacja trójstronna. W zasadzie nie tyle jesteśmy wówczas w relacji z tą drugą osobą, taką jaka ona jest, ile jesteśmy w relacji z naszym wyobrażeniem o „ja”. Ja jestem tym, który umie podtrzymać związek przez całe życie. Ja jestem tym, który nie łamie danego słowa.
No ale co wtedy, jeśli jednak złamie?

CO PIĘĆ MINUT KONIEC ŚWIATA

Rozwodów na świecie, także i w Polsce, jest coraz więcej. Rozpadają się także związki nieformalne, ale ważne, w które zainwestowaliśmy emocje, czas, marzenia, także finanse… Co chwilę gdzieś tuż obok nas albo na innym kontynencie rozgrywa się czyjś „koniec świata”, jego świata. Bowiem strata związku (ważnego, trwałego) jest za każdym razem końcem naszego świata – naszych przyzwyczajeń, naszych wartości, poglądów, rytuałów, kręgu rodziny i znajomych itd.).

Dlaczego to tak boli? Dla wielu ludzi, którzy w relacji z kimś drugim byli w jakiejś zależności jakiejś od partnera, jak wcześniej od rodzica, rozpad związku może być utratą poczucia bezpieczeństwa. Wiele osób przechodzi z relacji z rodzicami do relacji partnerskich. W zasadzie mało kto zdąży nauczyć się żyć w pojedynkę, samodzielnie. Dowiedzieć się, o co tak naprawdę mi chodzi. Kim jestem. Często wchodzimy w relacje z kimś z potrzeby bycia zaopiekowanym, bycia ważnym dla kogoś, z potrzeby w ogóle bycia w jakiejś relacji. Te psychologiczne potrzeby realizował kiedyś rodzic, teraz chcemy by robił to partner.

Jednak relacje partnerskie nie są tak trwałe jak rodzicielskie. Coraz częściej i coraz łatwiej je zrywamy. -Powiedzmy sobie otwarcie, że jeszcze  osiemdziesiąt czy nawet sześćdziesiąt lat temu osoby pragnące zawierać co kilka lat nowy związek, stwarzałyby dla społeczności ogromny problem organizacyjny – mówi Paweł Droździak. – Jeśli byłby to ktoś utrzymujący się z rolnictwa, to przecież ziemia do kogoś należy. Tworząc związek, łączymy majątki. Mając dzieci, tworzymy zobowiązanie spadkowe. Jeśli chcielibyśmy mieć w życiu po kilka żon czy kilku mężów kolejno i różne dzieci z nimi, przy zmianach własności pojawia się masa komplikacji. A są to ważne komplikacje, bo przez dziesiątki pokoleń ziemia była dla ludzi absolutną podstawą życia.

Małżeństwa z miłości to całkiem niedawny „pomysł” – dawniej decydowały głownie ekonomiczne względy. I te były trwalsze niż emocje, które z natury są zmienne. Zatem i relacje międzyludzkie były trwalsze. Dewaluuje się też wartość relacji jako takiej. – Mężczyzna może poczuć,  że niczego nie dokonał, nie stawia to przed nim żadnego wyzwania, nie musi się starać – twierdzi Droździak. – To tak jakby powiedzieć: „wybierzmy się w góry, ja cię tam windą zawiozę”.  Seksualność jest połączona także z czymś agresywnym, z działaniem, popędem, zdobywaniem. W wielkich miastach XX i XXI wieku możemy przez moment poczuć, że jesteśmy odrębnymi osobami i odpowiadamy tylko sami za siebie. Mieszkamy odrębnie w małych pudełkach i możemy zmienić miejsce zamieszkania nawet i kilkaset razy w ciągu życia. Możemy zmienić cały krąg znajomych. Stać się kimś innym dosłownie co rok. Zmienić pracę. Zmienić zawód. Ale wystarczy odjechać od takiego miasta na parę kilometrów, by zauważyć, że nikt nie istnieje odrębnie. Ludzie mieszkają w tych samych domach, w których mieszkają ich rodzice i dziadkowie. Albo budują się na działce oddzielonej tylko płotem. Tego się nie da wziąć ze sobą jak domku ślimaka. To się buduje raz na życie.

BARDZIEJ ZIELONA TRAWA

Kultura naszych czasów uczy nas jednak, że trawa za naszą miedzą może być bardziej zielona… że gdzieś na świecie istnieje ktoś idealnie do nas dopasowany, nasza „druga połówka” jak byśmy sami/same nie byli wystarczająco pełni. Szkopuł w tym, że potencjalnie takich „drugich połówek” może być kilka milionów…

Ale co, jeśli będąc z kimś tracimy szansę na bycie z kimś innym? Chętnie tkwimy w takich iluzjach, a nawet w wyobrażonych związkach, tylko we własnych, tych realnych jakoś nam trudno… A jak jest trudno, to lepiej się rozstać… Jest na to ekonomiczne, społeczne i psychologiczne przyzwolenie. – Łatwiej kupić mieszkanie, łatwiej je sprzedać i łatwiej wynająć. Mamy też państwo, które zapewni nam socjalną opiekę,  nawet jeśli nie będziemy mieć żadnego potomstwa – wylicza Paweł Droździak. – Możemy istnieć odrębnie, nawet nie mieć przyjaciół, a i tak, kiedy zasłabniemy na ulicy, system nie zostawi nas całkiem samych. To jest zupełnie nieporównywalne z sytuacją sprzed, powiedzmy, trzystu lat. W efekcie ideologia jednego związku przez całe życie straciła swoje społeczne uzasadnienie.

WIĘCEJ NIE ZNACZY ŁATWIEJ

Fakt, że tych rozstań, rozwodów jest coraz więcej nie oznacza jednak, że cierpimy mniej. Albo, ze coraz lepiej radzimy sobie z rozpadem więzi. Nie, nie radzimy sobie.

Z rozstaniem wiąże się wiele zmian, nie zawsze na lepsze. Towarzyszy mu rozczarowanie – może to dlatego, że zamiast cieszyć się względnie spokojnym współistnieniem oczekujemy idealnie zgodnego, harmonijnego związku, w którym jedno odgaduje pragnienia drugiego. Dochodzą rozgoryczenie, żal. Poczucie klęski i straty. Tęsknota za tym, co już nie wróci. Niepewność, nieprzewidywalność jutra. Brak finansowego wsparcia. Odrzucenie. Nieudana inwestycja emocjonalna i czasowa… Długo by wyliczać.

Może można by było tego uniknąć, gdyby dla większości z nas szczęśliwy związek to był taki, którego z pewnością nie omijały nieporozumienia, choroby, a nawet zranienia. Ale który pozwolił ludziom spędzić wspólnie satysfakcjonujące życie, za które nie muszą nikogo obwiniać i przepraszać. Przeciwnie – są dla siebie oparciem i potrafią wzajemnie docenić. Nie oczekując fajerwerków. Nikt nie twierdzi, że to łatwe…

KIM JESTEM BEZ TEJ DRUGIEJ OSOBY

Czas rozstania i czas po to trudny czas. Wiele nowych i trudnych zadań, jak np. wyprowadzka, radzenie sobie ze stratą, mniejsze zasoby finansowe, poczucie przegranej –  niewiele sił, by im podołać. Dlatego musisz otoczyć się szczególną troską, miłością i życzliwością. Powrót do równowagi psychofizycznej to proces, droga. I potrwa jakiś czas, o ile zechcesz świadomie ją przeżyć.

Zanim wejdziesz z kimkolwiek innym w kolejną relację, najpierw powinnaś stworzyć ją sama ze sobą. Tak, to Twój najważniejszy życiowy związek. Jesteś jedyną osobą, która będzie z Tobą od początku do końca Twojego życia, od pierwszego do ostatniego oddechu…

Dopiero, gdy dowiesz się, kim sama jesteś, jakie są Twoje potrzeby, gdy sprawdzisz z czym sobie radzisz a gdzie potrzebna jest ci pomoc, gdy obdarzysz siebie szczerą współczująca miłością, akceptując i swoje wady, i zalety, nie będziesz oczekiwać od innych osób, że staną się Twoim idealnym dopełnieniem. Zgodzisz się na ich niedoskonałość, uszanujesz ich odrębność doceniając jednocześnie tę część, którą uznacie za wspólną.

To się nie stanie od razu, ale jest możliwe. I nawet jeśli jeszcze raz stracisz kogoś, to nie stracisz już siebie.

Doświadczenie końca związku jest powszechne, może spotkać każdego z nas, niektórych spotyka kilka razy. Dobrze jest spojrzeć na to i w taki sposób, że oprócz straty idzie za tym także jakaś wartość. Np. wiedza, czy umiemy tworzyć trwałe związki, czy potrafimy przeżywać rozstanie. Jak mówi Paweł Droździak, w książce, którą wspólnie napisaliśmy: jeśli ktoś wchodzi w różne związki, przeżywa je, następnie je kończy, przeżywa rozstanie – wychodzi z pewnym zranieniem, ale też z  doświadczeniem, że jest odrębną osobą i koniec relacji nie oznacza końca „ja”.

Renata Mazurowska

Psychoterapeutka, trenerka rozwoju umiejętności osobistych i społecznych, pracuje z kobietami po trudnych rozstaniach, współautorka książki „BLISKO, NIE ZA BLISKO. Terapeutyczne rozmowy o związkach”. Zapraszam na warsztaty  i sesje psychoterapeutyczne

4 komentarze

  1. To o czym piszesz jest bardzo ważne, żeby najpierw zaakceptować i oswoić siebie, poznać swoje słabości, zacząć żyć w zgodzie ze sobą. Przeżyłam burzliwy związek i burzliwe rozstanie, z dnia na dzień świadomie musiałam zrezygnować z tej drugiej osoby. Bardzo długo dochodziłam do siebie zanim weszłam w nową relację, ale przez ten czas zyskałam bardzo wiele- nauczyłam się zdrowego myślenia, zaczęłam myśleć o sobie i o tym co dla mnie dobre. Dziś mam szczęśliwy i dobrze rokujący związek, dzięki któremu mogę się rozwijać i realizować, co nie było mi dane w przeszłości. Pewnie teraz bardzo idealizuję całą sytuację, mój obecny związek oczywiście nie jest pozbawiony wad, ale z doświadczenia wiem, że czas z samym sobą jest bardzo ważny. Dziękuję za ten pouczający wpis i na pewno będę śledzić dalej. Pozdrawiam.

    Polubione przez 1 osoba

Dodaj komentarz