Kiedy miłość się kończy

marc_chagall_spacer_gj_big„Gdy Bóg zamyka drzwi, otwiera okno”, „coś się kończy i coś się zaczyna”. W tych – często powtarzanych przez pocieszających nas bliskich, gdy tracimy związek, zwrotach jest sporo prawdy… Ale w chwili, gdy rozstanie jest świeże,  trudno nam uwierzyć, że w ogóle jest jakaś przyszłość, jakieś okna, jakieś początki…

Skupieni na swoim bólu, czujemy się jak jedyna osoba na świecie, która doświadcza takiego cierpienia. Zwłaszcza, jeśli o rozpadzie związku decyduje za nas partner, gdy kryje się za tym zdrada, odrzucenie, gdy oprócz straty bliskiej osoby i związku czeka nas utrata lub konieczność zmiany miejsca zamieszkania, znanego nam najbliższego otoczenia –  nawyków, rytuałów  – jak np. wizyty co czwartek w cukierni przy autobusowym przystanku, droga do parku, do pracy –  a co za tym idzie – podstaw poczucia bezpieczeństwa.

ILE WAŻY CIERPIENIE

Cierpi nie tylko osoba porzucona. Ten, kto zostawia, kto odchodzi, musi często uporać się zarówno z rozpadem iluzji na temat partnera, jak i odium bycia „tym złym, który zostawia”, z wyrzutami sumienia, że zawiódł.

Niezależnie od tego, kto porzuca a kto jest porzuconym, pojawiają się ogromne żale – do siebie, do partnera – że źle ulokowaliśmy uczucia, że z kimś innym byłoby nam lepiej, że tyle lat poszło na marne, bo ostatecznie nie tak miało przecież być… Nieudana inwestycja…

Kto cierpi bardziej? Każdy cierpi inaczej – bo czyż można to zważyć?

BOLESNY ROZPAD ILUZJI

Wchodzimy w związki z pewną iluzją na ich temat – piszemy scenariusze zgodnie z wyobrażeniem, jak taki związek powinien wyglądać. Gdy partner nie spełnia pokładanych w nim oczekiwań – rodzi to nasze roszczenia wobec niego albo zniechęcenie nim, jako „profanem” naszych marzeń. Nie jest Pawłem, Dorotą czy Adamem, kimś konkretnym i prawdziwym, tylko obiektem, który miał nam czegoś dostarczyć.

Ale nie dostarczył i co teraz? Albo przestał dostarczać. Więc co robić?

Najczęstszy scenariusz to „zmienić obiekt”. Albo żądać od tego, który jest, żeby się zmienił.

Nie tylko partner/partnerka ma być idealny – związek z nim też. Ma nam dostarczać samych gratyfikacji, miłosnych uniesień, idealnego porozumienia, finansowego dobrobytu, duchowego wsparcia – nie ma tam miejsca na frustracje, zmęczenie, chęć pobycia czasem samemu, stratę pracy lub zdrowia, niepowodzenia albo choćby rutynę codzienności. To trochę tak, jakby zawsze miała być niedziela lub wakacje, które się nie kończą.Chcemy mieć świetny związek albo żaden!

A w życiu realnym są przecież także i środy, i czwartki a także listopadowe szarugi  i zimne styczniowe poranki.

CO PIĘĆ MINUT KONIEC ŚWIATA

Rozwodów na świecie, także i w Polsce, jest coraz więcej. Rozpadają się także związki nieformalne, ale ważne, w które zainwestowaliśmy emocje, czas, marzenia, także finanse… Co chwilę gdzieś tuż obok nas albo na innym kontynencie rozgrywa się czyjś „koniec świata”, jego świata. Bowiem strata związku (ważnego, trwałego) jest za każdym razem końcem  – naszych przyzwyczajeń, tego, w co wierzyliśmy, o czym marzyliśmy, naszych rytuałów, a nawet kręgów  rodziny i znajomych, bo będą się musieli opowiedzieć po którejś stronie…

Dlaczego rozstanie tak boli? Dla wielu ludzi, którzy w relacji z kimś drugim byli w jakiejś zależności od partnera, jak wcześniej od rodzica, rozpad związku może być utratą poczucia bezpieczeństwa. Wielu z nas przechodzi z relacji z rodzicami do relacji partnerskich, niemal od razu – w zasadzie mało kto zdąży nauczyć się żyć w pojedynkę, samodzielnie, by dowiedzieć się o sobie, o co tak naprawdę mi chodzi, kim jestem, jakie są  moje realne potrzeby. Nierzadko wchodzimy w relacje z kimś z potrzeby bycia zaopiekowanym lub opiekowania się kimś, bycia ważnym dla kogoś, z potrzeby bycia w ogóle w jakiejś relacji. Te psychologiczne potrzeby realizował kiedyś rodzic, teraz chcemy by robił to partner.

Jednak relacje partnerskie nie są tak trwałe jak rodzicielskie. Coraz częściej i coraz łatwiej je zrywamy. Nie tylko dlatego, że związek nie spełnia naszych oczekiwań, ale także dlatego, że potrafimy przetrwać finansowo bez partnera, a także dlatego, że nikt nie będzie wytykał nas palcami, jak jeszcze sto czy nawet 30 lat temu.

Małżeństwa z miłości to całkiem niedawny „pomysł” – dawniej decydowały głownie ekonomiczne względy. I te były trwalsze niż emocje, które z natury są zmienne. Zatem i relacje międzyludzkie były trwalsze. Dewaluuje się też wartość relacji jako takiej, bo jest na to społeczne przyzwolenie. Mężczyzna, zwolniony z odpowiedzialności za samodzielną wyemancypowaną kobietę nie ma poczucia, że ją porzuca, skazując na głód i poniewierkę. Kobieta z kolei nie czuje dziś, że jej głównym powołaniem jest być żoną i matką – nie poświęci (albo coraz rzadziej) kariery dla rodziny czy siebie dla mężczyzny, jeśli ten zamiast wsparciem jest dla niej ciężarem.

Poza tym zmienił się cały świat – nic dziś w nim nie jest trwałe. Musimy zmieniać pracę, miejsca zamieszkania, a co za tym idzie kręgi znajomych, bliskie otoczenie. Trwałe w naszym życiu mogą być jeszcze wartości, którymi się kierujemy, choć i te mogą się zmieniać, jak i my sami podlegamy przecież – z biegiem czasu, z nabieraniem doświadczeń – zmianom…

WIĘCEJ NIE ZNACZY ŁATWIEJ

Fakt, że rozstań i rozwodów jest coraz więcej, nie oznacza jednakoż, że cierpimy mniej. Albo, że coraz lepiej radzimy sobie z rozpadem więzi. Nie, nie radzimy sobie.

Z rozstaniem wiąże się wiele zmian, nie zawsze na lepsze. Towarzyszy mu rozczarowanie – może to dlatego, że zamiast cieszyć się względnie spokojnym współistnieniem oczekujemy idealnie zgodnego, harmonijnego związku, w którym jedno odgaduje pragnienia drugiego. Dochodzą rozgoryczenie, żal. Poczucie klęski i straty. Tęsknota za tym, co już nie wróci. Niepewność, nieprzewidywalność jutra. Brak finansowego wsparcia. Odrzucenie. Nieudana inwestycja emocjonalna i czasowa… Długo by wyliczać.

Może można by było tego uniknąć, gdyby dla większości z nas szczęśliwy związek to był taki, którego z pewnością nie omijają nieporozumienia, choroby, a nawet zranienia. Ale który pozwoli ludziom spędzić wspólnie satysfakcjonujące życie, w którym mogli na siebie liczyć, wspierali się, za które nie muszą nikogo obwiniać i przepraszać. Gdzie owszem, jest miłość, bliskość ale i odrębność, i zgoda na czasową niewygodę. Odpowiedzialność i lojalność. Bez fajerwerków, choć miło, gdy się czasem pojawią.

Z drugiej strony – nie wolno dla idei trwałości związku tkwić w takim, który nas rani, w którym jesteśmy krzywdzeni.

Ale jeśli już decydujesz się odejść lub zostajesz porzucony, porzucona – warto sprawdzić, kim jesteś bez tej drugiej osoby.

TWÓJ NAJWAŻNIEJSZY ZWIĄZEK  

Czas rozstania i czas po rozstaniu jest trudny. Przed nami wiele zmian, nowych zadań, jak np. wyprowadzka, radzenie sobie ze stratą, mniejsze zasoby finansowe, poczucie przegranej –  i niewiele sił, by temu podołać. Jeśli właśnie się rozstałaś/ rozstałeś,  otocz się szczególną troską, miłością i życzliwością. Powrót do równowagi psychofizycznej to proces, droga. I potrwa jakiś czas, o ile zechcesz świadomie tę drogę przejść. Przeżyć żałobę. Zbudować się na nowo.

Zanim wejdziesz z kimkolwiek innym w kolejną relację, najpierw warto stworzyć ją samemu ze sobą.

Tak, to Twój najważniejszy życiowy związek. Jesteś jedyną osobą, która będzie z Tobą od początku do końca Twojego życia, od pierwszego do ostatniego oddechu… To ty możesz być dla siebie najlepszym przyjacielem, osobą, na której możesz polegać, która cię nie skrzywdzi, ale wesprze.

Dopiero, gdy dowiesz się, kim jesteś, jakie są Twoje potrzeby, gdy sprawdzisz z czym sobie radzisz, a gdzie potrzebna jest ci pomoc, gdy obdarzysz siebie szczerą współczująca miłością, akceptując i swoje wady, i zalety – nie będziesz oczekiwać od innych osób, że staną się Twoim idealnym dopełnieniem. Zgodzisz się na ich niedoskonałość (podobnie jak na swoją), uszanujesz ich odrębność (jak i swoją) doceniając jednocześnie tę część, którą uznacie za wspólną, którą chcecie się dzielić.

To się nie stanie od razu, ale jest możliwe. I nawet jeśli jeszcze raz stracisz kiedyś kogoś, to nie stracisz już siebie.

Doświadczenie końca związku jest powszechne, może dotknąć każdego z nas, niektórych kilka razy. Dobrze jest spojrzeć na to i w taki sposób, że oprócz straty idzie za tym także jakaś wartość. Np. wiedza, czy umiemy tworzyć trwałe relacje, czy potrafimy przeżywać rozstanie.

Renata Mazurowska

 

4 komentarze

    • To rzeczywiście trudne… i dla osoby, którą się opuszcza, i dla tej, która zostawia, bowiem może mieć poczucie, że krzywdzi drugą osobę… Rozstania bolą, cierpimy i nic nie da się niestety z tym zrobić w krótkim czasie, nie można też nikogo „zmusić” do bycia razem. To, co można zrobić, to pozwolić każdemu decydować o swoim losie, rozstać się z szacunkiem i wdzięcznością, za dobry czas który dzieliliśmy razem.
      Ta akceptacja, zgoda niestety nie przychodzi od razu, ale przychodzi… potrzebny jest czas…
      Poniżej wklejam znany wiersz twórcy psychologii Gestalt, który moim zdaniem w kilku słowach opisuje nasze spotkanie z każdym człowiekiem, także tym najbliższym i zgodę, że nie na wszystko w życiu mamy wpływ, zwłaszcza na cudze uczucia i decyzje… Pozdrawiam 🙂 RM

      Ja robię swoje…
      Ja robię swoje i ty robisz swoje.
      Nie jestem na tym świecie po to, aby spełniać twoje oczekiwania.
      A ty nie jesteś po to, by spełniać moje.
      Ty jesteś ty, a ja jestem ja.
      Jeśli uda nam się spotkać – to cudownie.
      Jeśli nie – to trudno.

      Fritz Perls,
      „Gestalt Therapy Verbatim”, 1969

      Polubione przez 2 ludzi

      • Okropny wiersz, przeokropny, i właśnie taki jest świat i w takich realiach teraz żyjemy. Niestety porzucenie kogoś nie powinno sprowadzać się do słowa trudno lub po prostu już Cię nie kocham. Jestem osobą porzuconą po 20 latach małżeństwa. Tego nie da się wymazać ani usprawiedliwić ani wybaczyć. To przykre, że tak łatwo potrafimy wytłumaczyć kogoś kto odchodzi i porzuca.

        Polubienie

      • Rozumiem Pani ból i rozczarowanie…
        Co do wiersza, odbieram go raczej nie jak przyzwolenie na porzucenie czy brak miłości tylko konfrontację z tym, że nie mamy wpływu na to, czy nas ktoś kocha czy nie. Że nic nie da się na to poradzić – w tym znaczeniu jest ta trudność… Bardzo serdecznie pozdrawiam, RM

        Polubienie

Dodaj komentarz